Świadectwo z rekolekcji
23 sierpnia, 2015
Świadectwo z rekolekcji trwających od 11 do 16 lipca
Jaka siła jest w splecionych mocno dłoniach.
Jaką moc ma spojrzenie w ludzkie oczy.
Jak dobrze, gdy (gdy co?)gdy ludzi łączy serce (i ręce)
każdy dzień inaczej się toczy.
Tekst powyższej piosenki podobnie jak zdanie „ważne żebyśmy byli wszyscy razem i zdrowi (nieważne gdzie i po co)” mogłoby stanowić dobry afisz dla nowych powołań. Czy nie tak bowiem wyobrażamy sobie życie zakonnika? Czy nie mamy w głowie braciszka Tucka z przygód Robin Hooda, który ucieka od życia i chowa się pośród innych uciekinierów albo wręcz na odwrót; mówmy, że zakon to karcer w którym życie jest przepocone krwią i gdzie się umiera 24 h na dobę! Myślimy: może to się podoba Panu Bogu, by swoich świętych zamknąć w jednym miejscu i patrzeć na nich jak na „taniec z gwiazdami” a nam, co do tego. Tylko jaki Pan Bóg miałby w tym cel skoro święci mają być ucieleśnieniem Jego dobra w świecie… ? Nie wiem! Chciałbym wam opowiedzieć jak ja postrzegałem konkretnie zakon karmelitów bosych w Poznaniu, oraz jak ich postrzegam teraz.
Zacznijmy od tego, że mam 26 lat. Skończyłem studia a karmelitów bosych znałem wcześniej bardzo powierzchownie. To co mnie do nich przyciągnęło to „Twierdza wewnętrzna” Teresy Wielkiej. Pojechałem na tydzień rekolekcji ponieważ zastanawiałem się nad swoim powołaniem i wciąż się zastanawiam. Nie zamierzałem wstąpić do karmelitów ponieważ miałem już pewien zakon na oku, który gdyby był test zgodności życiowych aspiracji z danym zakonem pewnie, by mi pokazał Andrzej- X… (na całe szczęście zamiast tego testu jest Pan Bóg, który nas świetnie zna).
Moje pierwsze wrażenie w kontakcie z karmelitami było podobne do tych opisanych powyżej. Wydawało mi się, że ci karmelici to taka „zbitka ludzi” co siedzą bez celu, za to w swoich celach albo są „marzycielami”, którzy pochłaniają nałogowo książki albo jeszcze nie wiedzą co mają robić w życiu. Przepraszam za tak surowy osąd ale takie było moje pierwsze wrażenie, którego teraz się właściwie wstydzę. Oprócz mnie było jeszcze czterech innych uczestników. W przeciwieństwie do mnie wyrażali oni prawie same pozytywne opinie na temat zakonu karmelitów.
Przez pierwsze dwa dni ten mój obraz zasadniczo się nie zmieniał. Pojawiały się co prawda na nim więcej szczegółów, stawał się coraz bardziej bujny ale nadal w centrum były te same postacie –nudni zakonnicy kręcący się w kółko od pracy do modlitwy, od pracy do modlitwy… Pierwsze co mnie ujęło w karmelu to cisza, która panowała w klasztorze. Ta cisza dziwnie mnie napełniała i powodowała, że moje myśli nagle zaczęły nabierać jakiegoś kierunku. Obok myśli o zakonie, do którego zamierzałem wtedy wstąpić, zaczełem jeszcze raz analizować swoje życie. Zacząłem się zastanawiać, czy czasami życia kontemplacyjnego nie przeznaczył mi dobry Bóg w swojej opatrzności. Potem pojawiły się inne myśli: Przecież chciałeś iść do… nie wygłupiaj się, nie potrafisz się modlić… zobacz jaka ta cale jest biedna… . Paradoksalnie zaczął się wtedy wysuwać drugi obraz zakonu przytoczony na początku: czołgu do którego wchodzą tylko święci i całe życie walczą z pokusami. W moim życiu było to echo słów, które pewna bliska mi osoba, powtarzała zawsze jak mówiłem, że chce wstąpić do zakonu: „ty się nie nadajesz do zakonu, jesteś niecierpliwy, już tyle rzeczy ci się nie udało, nawet nie próbuj.. ja ciebie lepiej znam”.
Gdyby nie te rekolekcje w Poznaniu i możliwość tego, że sam mogłem się przekonać jak wygląda życie karmelitańskie pewnie bym jeszcze walczył z pierwszą lub drugą pokusą patrzenia na zakon. Dzięki tej ciszy, obecnemu tam o. Tomaszowi i kilku rozmowom z braćmi klerykami rozbiłem ten obraz pełen sprzeczności. Dając to świadectwo muszę wspomnieć jeszcze jedną rzecz. Jest nią, a właściwie są dwie modlitwy karmelitańskie prowadzone przez brata Marcina. Był to dla mnie czas, kiedy wylewał się Duch Święty. Myślę, że i inni uczestnicy tego doświadczyli. W ciągu godziny modlitwy w moim wnętrzu pojawiło się tyle emocji i zaskakujących myśli, co niekiedy w ciągu całego tygodnia. Wiele sytuacji z mojego życia do mnie wracało a niektóre, za co chwała Pana chyba już do mnie nie wrócą. Dziękuje więc tobie, Marcinie, że podzieliłeś się ze mną tym „pokarmem duchowym”.
Na sam koniec chciałem podziękować innym uczestnikom, bo to oni, przede wszystkim, pomagali mi odkryć piękno karmelu: dziękuje tobie Janie, Jakubie, Michale, Grzegorzu i Pawle. Dziękuje wam, że byliście ze mną i dzieliliście się swoją wiarą w Chrystusa. Więc nie zdrówko, ani tez możliwość bycia we wspólnocie, bo być razem można w wielu miejscach, ale coś o wiele więcej odkryłem przez ten krótki czas i mam nadzieje, że będę dalej odkrywał.
Andrzej